Krytycy połączyli Panopticum… i jeszcze dwa spektakle Janusza Wiśniewskiego, Koniec Europy i Walkę Karnawału z Postem, w tryptyk i nazywali teatrem wizji plastycznej. Wiśniewski w wywiadach protestował. Podkreślał, że słowo, nawet incydentalnie padające ze sceny, jest dla niego tak samo ważne jak obraz, bo język teatru zbudowany jest z wielu elementów. I krytycy, i widzowie odkrywali w Panopticum… mnóstwo nawiązań do słynnych dzieł literackich i malarskich. Wiśniewskiego to cieszyło, sam jednak jako jedyną inspirację przywoływał Chorego z urojenia Moliera. Odżegnywał się też od przypisywaniu mu katastroficznej wizji zagłady świata i cywilizacji. Twierdził, że jego przesłanie jest zawsze radosne, a cyrkowym, jak w Końcu Europy, czy, jak w Panopticum…, kabaretowym scenom finałowym przypisywał raczej atrybuty zabawy, choć zdeformowanej i karykaturalnej, niż nadciągającej tragedii. Ile w tych wypowiedziach przekory, a ile rzeczywistych przekonań autora i reżysera (był także twórcą scenografii do wszystkich trzech spektakli) – nie wiadomo. Pewnym natomiast jest, że Panopticum… cieszyło się wielkim powodzeniem u poznańskiej publiczności. Pozostały fotografie.
Danuta Bartkowiak