Bary mleczne | 1966–1967 | "Społem" Poznańska Spółdzielnia Spożywców

zamknij wstęp
do kolekcji
Bary mleczne | 1966–1967 |
Liczba obiektów:
63

Bary mleczne pojawiły się w Polsce krótko po wojnie jako alternatywa dla stołówek zakładowych i w niedługim czasie zyskały ogromną popularność. Wystrojem i wyposażeniem doskonale przystawały do ówczesnej rzeczywistości – były siermiężne, słabo wyposażone i daleko im było do dbałości o estetykę. Generalnie składały się z samych wad, ale miały jedną podstawową zaletę – były tanie. Serowały dania na bazie nabiału, mąki, kasz i warzyw, głównie ziemniaków i roślin strączkowych. W całkiem bogatym menu dominowały różne rodzaje naleśników i pierogów, omlety i zupy. Mięsa nie było wcale lub występowało w śladowej ilości z prostej przyczyny – było drogie. Dania podawano w talerzach z grubej ceramiki, napoje, głównie kompoty, kefir i mleko (oferowano je także z masłem i miodem), w charakterystycznego kształtu grubych, ceramicznych kubkach z niebieskimi lub szarymi obwódkami i logiem spółdzielni, która lokal prowadziła. „Zdobienia” miały na celu uchronienie zastawy przed kradzieżą, które i tak zdarzały się często, bo w sytuacji braku zaopatrzenia na rynku kubek, nawet z logo, niejednemu klientowi przypadł do gustu i nie miało znaczenia, że naczynia były często uszkodzone i poobijane. Wielu bywalców dawnych barów mlecznych do dzisiaj zastanawia się, dlaczego widelce miały powyłamywane zęby, a noże ułamane końcówki lub nacięcia na rękojeści. Dość powszechnie panująca opinia zakłada, że cel tych zabiegów był podobny – ochrona przed masowym ich wynoszeniem, a warto pamiętać, że wygranie batalii o przydział nowych naczyń graniczyło z cudem.
Klienci tych przybytków, głównie emeryci, renciści i studenci, czyli ci, którym w tamtych czasach na zasobach finansowych nie zbywało, siedzieli przy laminowanych stolikach wspartych na metalowych nóżkach, na metalowych krzesłach albo drewnianych taboretach, a niektórzy nie siadali w ogóle, ponieważ niektóre bary były wyposażone w tzw. stoły barowe, ale barowych krzeseł przy nich już nie ustawiono. Dania zamawiało się w bufecie, obsługi kelnerskiej nie było, po zakończeniu posiłku brudne naczynia należało zanieść do specjalnego okienka. Podłoga z lastriko i ściany „na olejno” dopełniały obrazu szarości i siermiężności. Obowiązywała niepisana zasada: zjeść i wyjść, co zresztą prawie wszyscy czynili, bo i tak nie było na czym zawiesić oka, atmosfery do towarzyskich spotkań także nie było.
W 1. połowie lat 60. XX wieku w Poznaniu było aż 20 barów mlecznych o wdzięcznych nazwach: Robotniczy (bo przy Cegielskim), Fabryczny (wiadomo – Wilda), Parkowy (przy parku Kasprzaka, dzisiaj Wilsona), Miniaturka (rzeczywiście maleńki), Studencki (w akademiku przy Dożynkowej), Wschodni (bo na Zawadach), Pływalnia (bo na pływalni przy Chwiałkowskiego), Mleczko (wiadomo!), Wyborowy i Przystań (tego już nie wiadomo i trudno sobie to wyobrazić). Wszystkie były prowadzone przez Poznańską Spółdzielnię Spożywców Społem. Wiele z nich miało już czasy świetności, jeżeli nie jest to eufemizm w stosunku do tego typu lokali, za sobą – obskurne, zniszczone, zapuszczone, przesiąknięte zapachem gotowanego mleka i wypełnione parą z gotujących się na zapleczu wielkich garów. W 1967 roku w niektórych barach PSS Społem przeprowadziła remonty. Pojawiły się zasłonki, firanki, serwetniki, wazoniki z kwiatkami, nawet wyściełane krzesła. Tak przetrwały kilkanaście, a niektóre kilkadziesiąt kolejnych lat. Niektóre funkcjonują do dzisiaj pod zmienioną nazwą albo ubrane w nowy design nawiązują do wciąż modnego PRL, w jednych budząc nostalgię, a innym dając lekcję historii polskiej i poznańskiej gastronomii.

Danuta Książkiewicz-Bartkowiak

Sortuj:
Wyświetlam 63 wyniki
Wyświetlam 63 wyniki
Informacje / metadane